BCCCAP00000000000000000000759

wem samej Marty Robin: to był «sos»... Zdecydowa– łem natychmiast, że przez wiele miesięcy zachowam milczenie, będę przebywał w «pustelni», aby się mo– dlić, zastanawiać i popatrzyć, co się stanie. Ostatecz– nie pojechałem do Chateauneuf, by zobaczyć się z Martą Robin. 7 Nigdy nie zapomnę naszej rozmowy. - Droga siostro Marto, jak siostra wie, zajmuję się Garabandal. .. - Tak, ojcze... - Współpracowałem z ojcem Laffineurem... Umarł w listopadzie i wszystko, co potem nastąpiło to... - Tak, to sos... - Widzę, że ta sprawa jest wiadoma. Przychodzę więc prosić o radę. Co do mnie, sytuacja wydaje mi się tak trudna, że wolałbym zajmować się już tylko parafią w Chazay-d'Azergues. W tej posłudze mam już dość pracy... Głosem zdecydowanym i prawie ostrym: - Więc to tak, mój ojcze... Chce ojciec wszystko zostawić! ... Przyjąłem te słowa prosto do serca i czekałem na dalszy ciąg. - No tak, co należy uczynić, ojcze, jeśli otrzymało się laski? - Zrozumiałem, siostro Marto... Trzeba więc, że­ bym na nowo zajął się rozpowszechnianiem Gara– bandal? Jednak robiąc to, będę otrzymywał uderze– nia kijem z wszystkich stron: ze strony «sosu», ze 7 Przez całe swoje życie Marta Robin służyła radą i duchowym kierownictwem wielu spotykającym się z nią osobom. -294-

RkJQdWJsaXNoZXIy NDA3MTIz