BCCCAP00000000000000000000759

zmieni, bardzo wielka Kara wkrótce nadejdzie.» Podpisy: Maria-Dolores Mazon, Jacinta Gonzalez. Celem tego - co dziewczynki próbowały przeka– zać na piśmie przez powtórzenia i swoim ubogim słownictwem - było uwrażliwienie w naglący sposób na dwie luiJ trzy podstawowe sprawy, które usłysza­ ły i przeżyły (i to jak intensywnie!) w czasie swej niepokojącej ekstazy. Tej nocy, po wstrząsających krzykach na «Calleja», wioska nie mogła zaznać spokojnegc snu. O wiele bardziej przerażające miały być jednak następne godziny. W środę,, 20 czerwca, wstał promienny dzień. Ra– no Conchita... Ale spójrzmy do opisu wspomnianej już pani Eloisy de la Roza, krewnej doktora Ortiza: «Poszliśmy z Conchitą do Pinii, gdzie miała ona na– dzieję otrzymać Komunię św. z rąk Anioła. Modliliś­ my się i czekaliśmy ... Wypadki dawały długo na sie– bie czekać. Matka dziewczynki, Aniceta, zniecierp– liwiona odwróciła się w stronę wioski i zobaczyła przed domem osobę, która wydawała się jej bratem zakonnym ~ub kapłanem. «Wydaje się, że nosi białe sznury», powiedziała. Wtedy Conchita_ wstała i po– śpiesznie zaczęła schodzić. Poszliśmy za nią.» Nowo przybylym był franciszkanin - ojciec Felix Larrazabal, przełożony szkoły w wiosce San Panta– leon de Aras (region Santander), którą zgromadzenie posiadało w tej malutkiej miejscowości. Don Valen– tin znał go dobrze. Przybył do Garabandal, by zająć się duchowo parafią z okazji Uroczystości Bożego Ciała. Pani El01sa pisze dalej: «Ojciec odprawił Mszę w - 157 -

RkJQdWJsaXNoZXIy NDA3MTIz